Po latach korespondowania zobaczyliśmy się z Francoise i jej rodziną pierwszy raz na żywo.
Przyjęcie "w stylu francuskim" było nieco inne niż się spodziewaliśmy. Oczywiście było serdeczne i radosne, kwestia rozbiezności naszych oczekiwań i rzeczywistości dotyczyła menu. Po cichu oczekiwaliśmy, wyczerpani drogą, sytego obiadu typu schabowy z ziemniaczkami a poczestowano nas wytwornym szampanem i paluszkami. Jednak parędziesiąt minut po tym przywitaniu podano coś konkretniejszego. My do tego 0,5L i z takim podkładem można było pogadać swobodniej. Po odśpiewaniu doskonale znanej nam ;-) pieśni francuskiej o polach elizejskich („Les Champs-Elysees”) a następnie "Szła dzieweczka do laseczka" ustalilismy, że jutro jedziemy do Reims zobaczyć katedrę.